2012.03.31// P. Rączka
W mecz otwierającym 28. kolejkę niemieckiej Bundesligi, piłkarze Borussii Dortmund zremisowali 4:4 z VfB Stuttgart. Był to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych i najbardziej emocjonujących meczów, jaki kibice w całej Europie - i nie tylko - mogli oglądać w ostatnim czasie. Jego przebieg i dramaturgię można śmiało porównać do pamiętnego finału Pucharu UEFA w 2001 roku, w którym Liverpool grał z Alaves - wygrał 5:4.
W pierwszej połowie mistrzowie Niemiec przejechali się po rywalu niczym walec, lecz w tej części gry padła tylko jedna bramka, którą strzelił Kagawa. Po zmianie stron gospodarze podwyższyli prowadzenie po golu Jakuba Błaszczykowskiego. Gracze Jurgena Kloppa ciągle szturmowali bramkę i szykował się prawdziwy pogrom. Na dwadzieścia minut przed końcem stało się jednak coś wręcz niemożliwego...
Rywale znikąd strzelili w niecałe dziesięć minut... trzy gole i wyszli na prowadzenie. Bramkę kontaktową zdobył Vedad Ibisević, a chwilę później dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Julian Schieber. Kibice na Signal Iduna Park zamarli i przecierali oczy ze zdumienia, nie wiedząc zupełnie co się dzieje. Do końca meczu zostało dziesięć minut, a emocje narastały z każdą kolejną minutą.
Gospodarze zrobili niesamowity "come back" strzelając równie szybko dwa gole - trafił Mats Hummels i Ivan Perisić - ponownie wychodząc na prowadzanie. Borussia nie zdołała utrzymać przewagi jednego gola i w doliczonym czasie gry błąd Schmelzera z Hummelsa, wykorzystał Christian Gentner, odbierając cudowne zwycięstwo graczom z Dortmundu.
- Dla wszystkich kibiców to było wspaniałe spotkanie, ale przy prowadzeniu 2:0 nie można tak łatwo tracić bramek. Przegrywaliśmy 2:3, zdołaliśmy odrobić straty i znów za lekko straciliśmy gola na 4:4. Przełomowym momentem tego spotkania była końcówka. Mieliśmy złe ustawienie w obronie i zabrakło komunikacji. Musimy jednak patrzeć cały czas przed siebie, bo tak naprawdę zagraliśmy dobre spotkanie - powiedział po meczu Jakub Błaszczykowski.
Wspomniany mecz - Liverpool vs. Alaves