Cud! Legia Warszwa pokonała Spartak Moskwa i zagra w Lidze Europejskiej

Udało się! Legia Warszawa będzie drugim polskim klubem, który zagra w tegorocznej edycji Ligi Europejskiej! Mało kto mógł spodziewać się takiego obrotu sprawy, w dodatku wiedząc, że w Legii nie zagra trzech podstawowych zawodników. Gigant z Rosji musiał jednak uznać wyższość polskiego klubu i pożegnał się w tym roku z europejskimi pucharami. A przypomnijmy, że ubiegły sezon dla Spartaka był bardzo owocny – zagrał w Lidze Mistrzów, gdzie zajął trzecie miejsce, po czym doszedł do ćwierćfinału Ligi europejskiej.
Patrząc na niespełna pierwsze trzydzieści minut meczu, na pewno nie jeden kibic wyłączył odbiornik telewizyjny i zajął się czymś innym. Spotkanie nie zaczęło się najlepiej dla Legionistów - już w 10. minucie meczu Kiriłł Kombarow pokonał debiutującego w bramce Dusana Kuciaka. Choć temat krycia do końca był wałkowany na każdej odprawie, to jednak w tej sytuacji odpuścił Iniaki Asitz. Podopieczni Macieja Skroży chcieli szybko odpowiedzieć, ale nie udało się wykorzystać nadarzających okazji. W 27. minucie Ariel Borysiuk faulował w polu karnym Dmitrija Kombarowa, a sam poszkodowany chwilę później podwyższył wynik spotkania. W takiej sytuacji nie jedna drużyna czekała by już na końcowy gwizdek, lecz nie Legia. Piłkarze szybko ruszyli do odrabiania strat i już minutę później zdobyli kontaktowego gola po strzale Michała Kucharczyka. Wyrównanie dał na dwie minuty przed zakończeniem pierwszej połowy Maciej Rybus, fenomenalnym strzałem z 30 metrów. Drugą połowę lepiej zaczął Spartak, który chciał zdobyć szybko trzecią bramkę widząc, że każda następna Legii stawia ich w bardzo trudnej sytuacji. Okazji było kilka, lecz bardzo dobrze spisywał się Kuciak oraz defensywa polskiej drużyny. Legia prezentowała się znaczenie lepiej, grała mądrze, z pomysłem i widać było, że zachowała więc sił na końcówkę spotkania. Bracia Kombarowie jednak ciągle nie dawali zapominać o sobie, co jakiś czas wyprowadzając groźne akcje ofensywne akcje. Jedna z nich tuż przed zakończeniem regulaminowego czasu gry mogła dać im zwycięstwo, jednak do piłki nie doszedł Kirił. Gdy wszyscy czekali już na dogrywkę, w doliczonym czasie gry Wawrzyniak dośrodkował z lewej strony, a piłkę głową z wpakował do siatki Janusz Gol, dając upragniony awans swojej drużynie.