2011.08.18// P. Rączka
Zupełnie dwa inne obrazy gry zaprezentowali w dzisiejszym meczu piłkarze Legii Warszawa. Pierwsza połowa omal nie otarła się o ideał, jednakże druga część gry mogła już zupełnie rozczarować. Choć na pierwszy rzut oka wynik 2:2, z tak silnym przeciwnikiem może wydawać się dobrym rezultatem, to biorąc pod uwagę stratę dwóch goli na własnym stadionie sprawia, że o awans będzie bardzo ciężko. W dodatku Maciej Skorża nie będzie mógł skorzystać ze swoich trzech podstawowych zawodników: Komorowskiego, Manu i.. Radovića, który w dzisiejszym spotkaniu zdobył dwie bramki.
Legia zaczęła bardzo ofensywnie co spowodowało, że już w trzeciej minucie udało się zdobyć pierwszą bramkę. Manu dośrodkował z lewej strony, piłka wpadła pod nogi Rybusa, ten odegrał do niepilnowanego Radovića, który miał już przed sobą tylko pustą bramkę. Podopieczni Macieja Skroży nie odpuszczali, a drużyna gości zupełnie nie istniała. Dobrych okazji do zdobycia bramki było kilka, jednakże zabrakło skuteczności. Spartak pierwszy groźny i w zasadzie jedyny strzał oddał pod koniec pierwszej połowy – bardzo dobrą interwencją w tej sytuacji wykazał się Wojciech Skaba.
Już pod koniec pierwszej części gry było widać, że zdobywcy Pucharu Polski pomału opadają się. Na takich pełnych obrotach nawet najlepsze drużyny świata miałby problem wytrzymać pełne dziewięćdziesiąt minut. W 52. minucie padła kontaktowa bramka, zbyt wysunięty bramkarz Legii został zaskoczony technicznym strzałem Ariego. Goście pomału zaczynali dochodzić do głosu i coraz bardziej zagrażać bramce Skaby. W 69. minucie to jednak Legia ponownie wyszła na prowadzenie. Fantastycznie w pole karne wszedł Lijuboja, ośmieszając obronę gości podając piłkę piętką, a Radovićowi nie pozostało nic innego jak ponownie umieścić piłkę w pustej bramce. Radość nie trwała długo, bo już w następnej akcji goście zdobyli wyrównującą bramkę - zaspał Jędrzejczyk, a swoją drugą bramkę w meczu zdobył Ari.
Zwycięstwo było blisko, bo Spartak na ostatnie dziesięć minut cofnął się do obrony, a gracze w zielonych trykotach ponownie zaczęli grać w piłkę tak jak w pierwszej połowie. Zabrakło niestety szczęścia i skuteczności. W rewanżu Legia nie ma nic do stracenia - nie ma czego bronić – trzeba atakować. Drużyna z Moskwy jest jak najbardziej w zasięgu Legii, trzeba tylko podejść odważniej i nie tracić głupich bramek.