2011.09.29// P. Rączka
Wisła Kraków przegrała swoje drugie spotkanie w rozgrywkach grupowych Ligi Europejskiej. Twente Enschede pokazało dziś polskiej drużynie, gdzie tak naprawdę jest jej miejsce w europejskim futbolu. Patrząc na grę Biały Gwiazdy można odnieść wrażenie, że mecze w Lidze Europy grają po prostu bo muszą. Zupełnie nie widać po nich woli zwycięstwa, chociażby takiej jaką pokazywali w eliminacjach Ligi Mistrzów. Prezentują się ospale, ślamazarnie i już od pierwszych minut jakby czekali na końcowy gwizdek.
Największą bolączką Wisły Kraków jest defensywa. Po dzisiejszym spotkaniu cała linia obronna zasługuję na porządną naganę. Gracze Twente umiejętnie wykorzystali wszystkie braki w umiejętnościach każdego z zawodników. Junior Diaz zupełnie nie wiedział co się dzieje na boisku. Jaliens zazwyczaj był spóźniony i liczył, że któryś z kolegów go za asekuruję. Chavez grał twardo, ale było widać, że jest zbyt wolny. Lamey bał się podejść bliżej do rywala, przez co krył na radar, a to skutkowało tym, że z prawej strony piłkarze Twente mogli robić co chcieli.
Pierwsze cztery minuty to trzy groźne ataki gospodarzy. Można było odnieść wrażenie, że utrata bramki jest tylko kwestią czasu. W 9. minucie stało się coś co zaskoczyło niemal wszystkich – Biton ograł Douglasa i fantastycznym strzałem z 20 metrów pokonał Mihaylova. Zawodnicy Twente nieco się uspokoili i już nie atakowali "na hura" widząc, iż Wisła może im zagrozić. Dziesięć minut później Biała Gwiazda miała znakomitą okazję na kolejną bramkę, lecz ani Kirm ani Biton nie zdołali trafić do bramki.
Holendrzy pomimo utraty gola konsekwentnie grali swój futbol i wiedząc, że bramki są tylko kwestią czasu. W 32. minucie Chavez faulowal przed polem karnym rywala. Piłkę dośrodkował John, a niekryty de Jong zdobył wyrównującą bramkę. W doliczonym czasie gry Marko Janko wykorzystał dekoncentracje Wisły i zdobył prowadzenie dla Twente. Podopieczni Roberta Maaskana zostali skarani za to, że czekali na gwizdek i myślami byli już w szatni.
Drugą połowę gospodarze zaczęli spokojnie, przyśpieszając z minuty na minutę i czekając na kolejne błędy defensywy rywali. W 57. minucie Janko zdobył swoją drugą bramkę w tym meczu, ogrywając – a wręcz ośmieszając Lameya. Wisła tak jak nic nie grała niemal przez pełną godzinę, tak ostatnie trzydzieści minut już zupełnie odpuściła. Piłkarze Twente wręcz bawili się na boisku piłkarzami mistrza Polski. Wynik ustalił Janssen na dziesięć minut przed końcem meczu. Porażka 4:1 to najniższy wymiar kary jak mógł spotkać Wiślaków.