Porażka Wisły Kraków z Odense Boldklub w Lidze Europejskiej

Zupełnie nie tak miało wyglądać dzisiejsze spotkanie mistrza Polski z duńskim klubem. Odense Boldklub pokazało polskiej drużynie, że aby myśleć o Lidze Mistrzów, to najpierw należy prezentować odpowiedni poziom w Lidze Europejskiej. Porażka 1:3 na własnym stadionie z teoretycznie najsłabszym rywalem w grupie K udowadnia, że o zajęcie dobrego miejsca w tabeli, będzie niezwykle ciężko. Pierwszą połowę Wiślacy grali ospale, wolno i bez żadnego polotu na bramkę rywala. Goście natomiast grali szybko piłką, lepiej ruszali się po boisku i dochodzili do znacznie większej ilości strzeleckich sytuacji.
Duńczycy już w 10. minucie meczu mogli wyjść na prowadzenie, jednak najgroźniejszy zawodnik Odense – Utaka, nie trafił w piłkę stojąc kilka metrów od bramki. Cztery minuty później napastnik Nigerii został zatrzymany w sytuacji sam na sam, przez dzisiejszego solenizanta – Jaliensa. Wisła w pierwszej połowie jedyną dogodną okazję na zdobycie gola miała w 27. minucie. Biton zagrał prostopadłe podanie do Kirma, który oddał strzał na pełnym biegu, trafiając piłką w nogi Wesselsa. Na dziewięć minut przed końcem pierwszej połowy, goście zdobyli zasłużoną bramkę. Sobolewski niefortunnie wybijał piłkę trafiając w Nuneza, futbolówka wpadła pod nogi Johanssona, a ten bez najmniejszych problemów skierował ją do siatki.
W drugiej połowie Wisła Kraków prezentowała się znacznie lepiej. Robert Maaskant wprowadził drobne korekty w taktyce i odpowiedno zagrzał swoich piłkarzy do boju. Trzeba również przyznać, że Odense bardziej się cofnęło, przez co mistrzowie Polski mieli więcej miejsca na rozgrywanie piłki. Już w 54. minucie padła wyrównująca bramka, a jej autorem był Kirm, który wykorzystał podanie Ilieva. Wydawało się, że tak grająca Wisła nie może przegrać tego meczu – zwłaszcza, że dogodnych okazji na zdobywanie kolejnych goli nie brakowało. Los był jednak przewrotny. Na dziesięć minut przed końcem meczu, w dość kontrowersyjnej sytuacji goście wyszli na prowadzenie. Bramkarz Białej Gwiazdy blokowany był przez jednego z graczy OB, sędzia nie odgwizdał faulu, a piłka powędrowała pod nogi Utaki, który skierował futbolówkę do pustej bramki. Biała Gwiazda zaskoczona całym obrotem wydarzeń na boisku, nie potrafiła już zagrozić bramce Wesselsa. Ku zaskoczeniu wszystkim, w doliczonym czasie gry koszmarny błąd we własnym polu karnym popełnił Osman Chavez, a młody Falk bezwzględnie to wykorzystał, ustalając wynik meczu.