2011.11.03// P. Rączka
Bez błysku zagrała dziś drużyna Wisły Kraków, która przegrała 1:4 wyjazdowe spotkanie z Fulham i straciła szanse na awans do dalszej fazy rozgrywek. Drużyna Roberta Maaskanta po raz kolejny zaprezentowała anty futbol. Nikt nie ma – a już na pewno po tym meczu nie powinien mieć wątpliwości, iż bez kilku podstawowych ofensywnych graczy, także z tą defensywą Wisła po prostu nie jest zespołem. W dodatku bramki tracone po stałych fragmentach gry stają się pomału znakiem firmowym tej drużyny.
Zawodnicy na co dzień występujący w najlepszej lidze świata, zaczęli bardzo ofensywnie. Już w drugiej minucie mogli wyjść na prowadzenie, lecz skutecznie interweniował Pareiko. Dwie minut później Wiślacy nie mieli już tyle szczęścia. Piłka szła jak po sznurku, a ostatni w tej całej układance był Duff, który mocnym strzałem umieścił ją w siatce. Wisła się nie wystraszyła i pięć minut później niespodziewanie wyrównała. Andraż Kirm najlepiej odnalazł się w polu karnym, będąc niekrytym oddał szybki strzał, piłka odbiła się jeszcze od nogi obrońcy, myląc bramkarza i wpadła do bramki.
Mistrzowie Polski pomału zaczęli łapać odpowiedni rytm, coraz lepiej czuć mecz oraz grę rywala. Jak to często bywa w przypadku Wisły Kraków – jak jest dobrze, to nie może być za dobrze. I tak właśnie było po upływie pół godziny gry. Andy Johnson fenomenalnie złożył się do strzału po rzucie rożnym, nie dając estońskiemu bramkarzowi żadnych szans. Podopieczni Roberta Maaskanta starali się odpowiedzieć jeszcze przed przerwą, lecz obrona rywala nie pozwalała im wykreować sobie dogodnej ku temu okazji.
Wisła w drugiej części ruszyła z werwą. Próby zdobycia bramki przez Juniora Diaza, Gervasio Nuneza i Łukasza Gargułe okazały się jednak nieskuteczne. W 57. minucie znów spadł porządny kilof na głowy Wiślaków, którzy zostali rozklepani w polu karnym jak schabowy na niedziele. Kombinacyjnie rozegrany rzut wolny zakończył się kolejną bramką Andy Johnson. Rywale po tej bramce uspokoili grę i starali się kontrolować przebieg meczu. Biała Gwiazda miała swoje okazje lecz nie potrafiła ich wykorzystać.
Fulham grało zrywami - usypiało Wisłę, pozwalało jej grać piłką, a co kilka minut robili ofensywne ataki na bramkę Pareiko. Jeden z takich ataków przyniósł rzut rożny i kolejną bramkę dla angielskiej drużyny. Piłkę na raty umieścił w bramce Sidwell, a obrońcy krakowskiej drużyny w tej sytuacji zachowali się po dżentelmeńsku i zbytnio nie przeszkadzali w tym rywalowi.